- Dlaczego właściwie z tobą łażę?- powiedziałam znudzona.
- Może dlatego, że nie masz i tak dokąd iść?- powiedziała mama.
- Mogłam tam zostać! Wiesz, że mi się podobał...- nie dokończyłam.
- Tylko, że White został opętany. Przecież wiesz...
- Co z tego! Gdybyś pozwoliła stanąć mi w jego obronie...
- Tylko, że wtedy jeszcze nie byłaś pełnoletnia.
- Dobra i tak sobie gdzieś lata. Idziemy coś zjeść?
- To nie świat ludzi! Nie ma tu sklepów! A właściwie... po kiego grzyba tachasz tą księgę? Przecież znasz zaklęcia na pamięć...
- A moje eliksiry? Rytuały?
- Te rytuały są ciężkie jak głaz.
- Ty... patrz, wilk!- wskazałam nosem na basiora, który był 100 metrów dalej. Podbiegliśmy do niego.
- Hej! Jestem Asesino.
- Ja Falixy.
- A ja jestem głodna.- prychnęłam.
- Oj, cicho Fillatrix.- Zawsze mnie tak nazywają, gdy robię się wredna, to znaczy... wredniejsza niż zwykle.- Sorry za Fily... od kilkunastu tygodni łazimy... po prostu wszędzie!
- Chcecie dołączyć do watahy?
- Oczywiście!
- Jak dacie coś napić i może zjeść, to może dołączę. Jednak nie liczcie, że będę mieszkać z nią w jednej jaskini.
- No dobra...- uśmiechnął się.
<Asesino?>
poniedziałek, 30 grudnia 2013
Nowa wadera - Falixy!
Falixy, samica beta, doradczyni
>Asesino
Już, już tłumaczę dlaczego Falixy jest samicą beta. Podczas, gdy inni olali WSK ona cały czas pisała do mnie i namawiała mnie do jej wznowienia. Bycie betą to jakby taki mały upominek za to, że mnie zmotywowała po za tym przyda mi się zastępca, zwłaszcza teraz, gdy masz przewalone w szkole >,<
Od Kate - CD historii Asesina
Gdyby nie fakt,że to obcy basior a nie ten co za mną biegł to bym go zatłukła. Jak to dobrze,że był to inny,w dodatku alfa tutejszej watahy. Dołączyłam bo nie miałam ochoty na dalsze tułaczki w poszukiwaniu watahy. Kiwnęłam głową na znak zgody co do oprowadzeniu po terytorium watahy. Basior szedł pierwszy i przy każdym miejscu mówił parę słów. Kiedy pokazał mi część mieszkalną aby wybrać jaskinię,wzięłam sobie ta najdalszą od innych. Potem powrót do zwiedzania.
-Mam pytanie-zaczął basior.
-Hm,jakie?-spojrzałam na niego zza grzywki.
-Zanim dotarłem do ciebie,jakiś inny basior uciekał jakby od ciebie i wpadliśmy na siebie. Uciekał przerażony mówiąc,że jak podejdę bliżej to raczej czeka mnie rychły koniec. Co to miało znaczyć?-spytał się,na co wbiłam pazury w ziemię.
-Należy do mojej watahy rodzinnej. Przez pewien incydent odeszłam z niej robiąc pobojowisko w stanie wściekłości. A,że dla watahy byłam,hm, "cennym okazem" chcieli mnie zatrzymać,ale byli przerażeni,bo wiedzieli,że mogę ich z łatwością zabić. Ten biegł za mną aż do terytorium tej watahy i też chciał bym wróciła ale dałam mu do zrozumienia,że nie ma takiej opcji,w ten sposób,że uciekł ze strachem-odparłam tłumiąc w sobie gniew.
-A czemu?-basior w dalszym ciągu nie rozumiał.
-W mojej rodzinnej watasze przez swoje umiejętności byłam "Tajna Bronią" ponieważ za jednym zamachem mogę zabić całą watahę. Po incydencie chcieli mnie zatrzymać ale bali się o własne życia. Tak więc usiłując mnie zatrzymać mogli mieć szansę,że znowu będę dla nich zwyciężać ale to koniec,bo...-nie dokończyłam. To nadal bolało.
-Spokojnie,nie musisz dokańczać. Ale nadal nie rozumiem,czemu byłaś dla nich taka ważna mimo umiejętności?
Westchnęłam.
-Znasz ten symbol?-pokazałam mu znak na swojej łopatce. Zatkało go na całego.
-Znak rodu wojowników-wyszeptał.
-Bingo. Pochodzę z rodu Sharei,a najmłodsza z rodzeństwa jestem najpotężniejsza z żywiołów i jako wojownik,strasznie zależało im bym jednak została-wzruszyłam bez słowa ramionami lekko odrzucając grzywkę bo już właziła mi w oczy.
<Asesino? Nadal w szoku? XD>
-Mam pytanie-zaczął basior.
-Hm,jakie?-spojrzałam na niego zza grzywki.
-Zanim dotarłem do ciebie,jakiś inny basior uciekał jakby od ciebie i wpadliśmy na siebie. Uciekał przerażony mówiąc,że jak podejdę bliżej to raczej czeka mnie rychły koniec. Co to miało znaczyć?-spytał się,na co wbiłam pazury w ziemię.
-Należy do mojej watahy rodzinnej. Przez pewien incydent odeszłam z niej robiąc pobojowisko w stanie wściekłości. A,że dla watahy byłam,hm, "cennym okazem" chcieli mnie zatrzymać,ale byli przerażeni,bo wiedzieli,że mogę ich z łatwością zabić. Ten biegł za mną aż do terytorium tej watahy i też chciał bym wróciła ale dałam mu do zrozumienia,że nie ma takiej opcji,w ten sposób,że uciekł ze strachem-odparłam tłumiąc w sobie gniew.
-A czemu?-basior w dalszym ciągu nie rozumiał.
-W mojej rodzinnej watasze przez swoje umiejętności byłam "Tajna Bronią" ponieważ za jednym zamachem mogę zabić całą watahę. Po incydencie chcieli mnie zatrzymać ale bali się o własne życia. Tak więc usiłując mnie zatrzymać mogli mieć szansę,że znowu będę dla nich zwyciężać ale to koniec,bo...-nie dokończyłam. To nadal bolało.
-Spokojnie,nie musisz dokańczać. Ale nadal nie rozumiem,czemu byłaś dla nich taka ważna mimo umiejętności?
Westchnęłam.
-Znasz ten symbol?-pokazałam mu znak na swojej łopatce. Zatkało go na całego.
-Znak rodu wojowników-wyszeptał.
-Bingo. Pochodzę z rodu Sharei,a najmłodsza z rodzeństwa jestem najpotężniejsza z żywiołów i jako wojownik,strasznie zależało im bym jednak została-wzruszyłam bez słowa ramionami lekko odrzucając grzywkę bo już właziła mi w oczy.
<Asesino? Nadal w szoku? XD>
Od Hellaorith'a
W watasze byłem już od kilku tygodni, aczkolwiek nadal nie znałem tutaj nikogo oprócz Asesino. Z grubsza mi to wystarczało, aczkolwiek potrzebowałem chociaż chwili towarzystwa. Błądziłem bez celu po wielkich, pięknych terenach Watahy Srebrnego Księżyca, rozmyślając nad sensem swojego dołączenia do WSK. Od roku żyłem w samotności.. Doszedłem nad jezioro. Zmoczyłem łapy w lodowatej wodzie, patrząc się przed siebie. Usłyszałem szelest w krzakach. Zimny wiatr spowijał moje futro, rozwiewając chustę na szyi.
- K.. Kim jesteś? - usłyszałem cichy głos wadery.
Odwróciłem się gwałtownie w jej stronę. Uśmiechnąłem się cierpko.
- Hellaorith - odparłem - A.. Ty? - dodałem po chwili.
- Saphira - powiedziała prostując się.
Spojrzałem przed siebie i wskoczyłem do wody, ochlapując ją. Zdenerwowana podskoczyła, siadając na brzegu. Zaśmiałem się cicho, podpływając do ziemi. Woda była zimna, lecz, jak dla mnie; idealna. Otrzepałem się.
- Jesteś siostrą Asesina, prawda? - usiadłem kawałek od niej.
- Tak - uśmiechnęła się delikatnie.
- Mogłabyś opowiedzieć mi o Watasze Srebrnego Księżyca? Słyszałem, że nie została założona przez Asesino - zapytałem, odwracając wzrok na waderę.
(Saphira? Mówiłam, że będzie krótkie :c)
- K.. Kim jesteś? - usłyszałem cichy głos wadery.
Odwróciłem się gwałtownie w jej stronę. Uśmiechnąłem się cierpko.
- Hellaorith - odparłem - A.. Ty? - dodałem po chwili.
- Saphira - powiedziała prostując się.
Spojrzałem przed siebie i wskoczyłem do wody, ochlapując ją. Zdenerwowana podskoczyła, siadając na brzegu. Zaśmiałem się cicho, podpływając do ziemi. Woda była zimna, lecz, jak dla mnie; idealna. Otrzepałem się.
- Jesteś siostrą Asesina, prawda? - usiadłem kawałek od niej.
- Tak - uśmiechnęła się delikatnie.
- Mogłabyś opowiedzieć mi o Watasze Srebrnego Księżyca? Słyszałem, że nie została założona przez Asesino - zapytałem, odwracając wzrok na waderę.
(Saphira? Mówiłam, że będzie krótkie :c)
Saphiry - CD historii Nashee
Dzisiaj poniedziałek... Dzień, w którym wyruszam w pobliskie tereny żeby znaleźć Logana, Effy, Percy'ego... Kogokolwiek. Do torby wykonanej z skóry niedźwiedzia wrzuciłam kawałek sarniego uda, jedno jabłko oraz nieduży kawałek mchu. Wyjrzałam zza wejścia jaskini, by upewnić się czy wszystko gra (od czasu najazdu jestem lekko strachliwa). Gdy miałam 100% pewności ruszyłam w góry. Tylko tam jeszcze nie szukałam mojej rodziny.
Po drodze w góry chwyciło mnie pragnienie, więc trochę zboczyłam z kursu wędrując do strumyka. Będąc już przy nim czułam się obserwowana. Zignorowałam to uczucie i nachyliłam łeb, następnie powoli sącząc źródlaną wodę.
- Przepraszam. - usłyszałam cichy głos, kilka metrów od miejsca w którym stałam.
- Tak? - zapytałam podnosząc łeb.
Od mojej prawej stała blond wadera, z rudą grzywą o szmaragdowych oczach.
- Wędruję od bardzo dawna, czy mogłabym się napić? - spytała spoglądając na strumyk.
- Oczywiście chodź. - odparłam ciepło ustępując jej miejsca.
Samica podeszła do mnie, a następnie zwróciła się do wody i zaczęła łapczywie pić. Szybko przeleciałam ją wzrokiem; była wychudzona, najwidoczniej nie jadła nic od dawna.
- Och... Dziękuję. - szepnęła z ulgą.
- Może jesteś głodna? - zapytałam wyciągając sarnie udo z torby i podsuwając jej pod łapy.
- Mogę?
- Smacznego. - uśmiechnęłam się i czekałam, aż wadera zje. - Jak się nazywasz.
- Nashee. - odparła odrywając kawałek mięsa.
Gdy samica zjadła zaczęłyśmy rozmawiać.
- A więc jesteś Nashee tak? Ja nazywam się Saphira.
- Miło mi poznać. Przybyłam tu, aby dołączyć do waszej watahy.
- Świetnie. Oprowadzę cię.
Ucieszyło mnie, że wreszcie ktoś zechciał dołączyć do WSK. Od tygodnia wataha na nowo istniała, a należał do niej tylko Asesino. Postanowiłam, że najpierw pokażę jej las iglasty, ciemny las, góry, 2 wyspy no i potem resztę.
~po oprowadzaniu~
Oprowadzenie Nashee zajęło mi trochę czasu tak, że przy jaskiniach byłyśmy już po zmroku.
- Piękne te tereny. - powiedziała.
- Cieszę się, że tak mówisz. Mi również się podobają. - uśmiechnęłam się. - Wybierz sobie jaskinię. Masz do wyboru te wszystkie, bo prócz Ciebie należy do watahy tylko mój brat Asesino - samiec alfa, oraz Kate. Dołączyła wczoraj.
<Nashee, dokończ>
Od Asesina - CD historii Kate
Wciąż nie mogę się pogodzić z tym co się stało. Najpierw odejście Nirvany, potem ten napad na nas i... i... utrata Modesty, Axl'a oraz Caspiana. Straciłem własną rodzinę, jedne z osób na których mi najbardziej zależało. Moją jedyną rodziną w chwili obecnej jest Saphira. Jesteśmy dla siebie wzajemnym oparciem bez siebie nawzajem... Nie wiem, czy nadal bym żył. Może skończyłbym powieszony na najbliższym drzewie?
Niedawno założyliśmy od nowa Watahę Srebrnego Księżyca, troszkę odeszliśmy od starego miejsca gdyż tamte tereny zajęły watahy, które na nas naskoczyły, ale gdy wejdzie się na najwyższy z szczytów wciąż można dojrzeć kawałek tamtych terenów.
Wstałem z mojej jaskini na obchód terenów... Sam nie wiem po co to robię i tak od kilku dni nie widziałem innego wilka niż Saphira. Ona sama jest zdołowana utratą Logana, Effy i Percy'ego więc na długie, ciepłe rozmowy nawet nie mam co liczyć.
Przechodziłem właśnie przez las, gdy wpadł na mnie rozpędzony wilk. Obydwoje zatoczyliśmy się do tyłu, przy czym on upadł na ziemię.
- Heej! Spokojnie! - powiedziałem pomagając mu wstać. - Gdzie tak pędzisz?
- Wracam do swojej watahy. Stary nie idź w tamtą stronę jeśli Ci życie miłe. - odparł wystraszony, wyminął mnie i uciekł.
Oczywiście moja wrodzona ciekawość popchnęła mnie w kierunek, skąd przybył basior. Szedłem powoli, by nie narazić się na atak, gdy zobaczyłem śpiącą w cieniu drzewa śnieżnobiałą waderę. Podszedłem jeszcze bliżej i stanąłem jej naprzeciw, wtedy otwarła oczy.
- Odejdź. - warknęła.
- Wybacz, ale to ty jesteś na terenach mojej watahy. - powiedziałem spokojnie.
Wadera zdziwiona moim spokojem wstała i otrzepała się z kurzu.
- A ty do jakiej watahy należysz? - zapytałem.
- Żadnej. - odparła.
- Może chcesz dołączyć do Watahy Srebrnego Księżyca? Jak na razie jestem sam z siostrą, założyliśmy ją niedawno.
- Hm... - wadera dość długo się namyślała. - Dobrze.
- Oprowadzić Cię po terenach?
<Kate?>
Niedawno założyliśmy od nowa Watahę Srebrnego Księżyca, troszkę odeszliśmy od starego miejsca gdyż tamte tereny zajęły watahy, które na nas naskoczyły, ale gdy wejdzie się na najwyższy z szczytów wciąż można dojrzeć kawałek tamtych terenów.
Wstałem z mojej jaskini na obchód terenów... Sam nie wiem po co to robię i tak od kilku dni nie widziałem innego wilka niż Saphira. Ona sama jest zdołowana utratą Logana, Effy i Percy'ego więc na długie, ciepłe rozmowy nawet nie mam co liczyć.
Przechodziłem właśnie przez las, gdy wpadł na mnie rozpędzony wilk. Obydwoje zatoczyliśmy się do tyłu, przy czym on upadł na ziemię.
- Heej! Spokojnie! - powiedziałem pomagając mu wstać. - Gdzie tak pędzisz?
- Wracam do swojej watahy. Stary nie idź w tamtą stronę jeśli Ci życie miłe. - odparł wystraszony, wyminął mnie i uciekł.
Oczywiście moja wrodzona ciekawość popchnęła mnie w kierunek, skąd przybył basior. Szedłem powoli, by nie narazić się na atak, gdy zobaczyłem śpiącą w cieniu drzewa śnieżnobiałą waderę. Podszedłem jeszcze bliżej i stanąłem jej naprzeciw, wtedy otwarła oczy.
- Odejdź. - warknęła.
- Wybacz, ale to ty jesteś na terenach mojej watahy. - powiedziałem spokojnie.
Wadera zdziwiona moim spokojem wstała i otrzepała się z kurzu.
- A ty do jakiej watahy należysz? - zapytałem.
- Żadnej. - odparła.
- Może chcesz dołączyć do Watahy Srebrnego Księżyca? Jak na razie jestem sam z siostrą, założyliśmy ją niedawno.
- Hm... - wadera dość długo się namyślała. - Dobrze.
- Oprowadzić Cię po terenach?
<Kate?>
Od Nashee
Moje życie było całkiem spokojne,a w każdym razie nie zostawiało wiele do życzenia.Żyłam niemal bez obowiązków w silnej watasze z rozległymi terenami.Jednak pewnego dnia wszystko się zmieniło.Najechała nas wroga wataha z północy, z którą już od jakiegoś czasu były konflikty.Napadli nas z zaskoczenia,nikt nie wiedział co robić.W kilka tygodni obrócili naszą kulturę i tereny watahy w pył.Bezpowrotnie. Już po tygodniu walk wilki poddawały się,lecz wrogowie mieli serca z kamienia. Widziałam śmierć moich rodziców,którzy próbowali mnie ochronić. Uciekłam i chowałam się w lasach w obawie przed najeźdźcami,którzy prawdopodobnie zrobili by wiele by się mnie pozbyć.Wędrowałam pustkowiami,niemalże bez jedzenia i wody.W końcu po jakimś czasie przypomniałam sobie położenie watah w okolicy. Po długim poszukiwaniu znalazłam jedną z nich,którą nasze pisma opisywały jako nową i przyjaźnie nastawioną.Gdy z oddali zobaczyłam jakąś waderę podbiegłam do niej i przedstawiłam się.
-A więc jesteś Nashee tak?-powiedziała-Ja nazywam się Saphira.
-Miło mi poznać.Przybyłam tu,aby dołączyć do waszej watahy.
-Świetnie.Oprowadzę cię.
<Saphira?>
-A więc jesteś Nashee tak?-powiedziała-Ja nazywam się Saphira.
-Miło mi poznać.Przybyłam tu,aby dołączyć do waszej watahy.
-Świetnie.Oprowadzę cię.
<Saphira?>
Od Kate
-Jak zwykle,wspaniała robota Kate!-zawołał samiec alfa mojej rodzinnej watahy,kiedy ubiłam przeciwnika po niespełna 10 sekundach. Spojrzałam na niego zza grzywki i bez słowa skierowałam się nad wodę,ale słyszałam jeszcze jak basiory szeptali do siebie:
-Raany,Kate daje tak jak nikt inny!
-Z nią wygramy wszystko!
-Chciałbym z nią być....
Ignorowałam te teksty. Zaczynałam mieć powoli dosyć tej watahy,mimo,że traktowano mnie w niej niemal jak alfę. Moja jaskinia była równie duża jak pary alfa,sam przywódca oszczędzał mnie we wszystkim,ba,nawet nie musiałam polować bo to inni mi podsuwali najlepsze części. Jeśli już szłam na polowanie,to sami najlepsi wręcz tłukli się by iść ze mną. Pozwalałam im czasami bo wolałam robić to sama ale cóż....
W mojej rodzinnej,czyli poprzedniej watasze, byłam,jak to mnie nazywano "Tajną Bronią",przez moje umiejętności i moce. Dlatego też miałam wiele przywilejów,a inni cały czas,głównie samce,starali zdobyć się u mnie "punkty",więc w sumie niewiele miałam do roboty. Wystarczyło żebym trenowała,i gdy inni spali,ja polowałam.
Miałam tam swoją przyjaciółkę Tię,która rozumiała mnie i nie była taka jak reszta watahy,za to ją kochałam. Aż pewnego dnia...
Właśnie wracałam ze spaceru,gdy usłyszałam jęki jakby konającego. Przyśpieszyłam kroku i normalnie zamurowało mnie. To była Tia,która umierała przez poważne obrażenia. Nawet nie zdążyłam zawołać o pomoc,ponieważ moja przyjaciółka skonała na moich oczach. Wściekła pobiegłam do najbliższych członków w tym do alfy. Okazało się,że to oni chcieli cichaczem pozbyć się jej przez to,że była słaba a wataha nie pozwalała żyć słabeuszom. Starali się mnie uspokoić przerażeni,bo wiedzieli,że mogę ich z łatwością pozbawić życia. Tym sposobem spaliłam najbliższe drzewa niestety nie zabijając nikogo i przez straszliwą śmierć przyjaciółki odeszłam z watahy będąc nieczuła na wyjaśnienia i błagania o zostanie,bo beze mnie byli zdecydowanie słabsi.
Po wielu dniach samotniej tułaczki dotarłam do jakiejś watahy,ale nim wkroczyłam na nie, ktoś podbiegł do mnie od tyłu zdyszany,nawołując mnie. Był to jeden z basiorów z tamtej watahy.
-Kate,błagam! Wracaj do nas!
-Nie ma bata. Wynoś się i wracaj do swoich-spojrzałam na niego groźnie.
-Ale bez ciebie....-usiłował mnie przekonać ale warknęłam groźnie ostrzegawczo na co on od razu się cofnął przerażony. Błyskawicznie uciekł tam z skąd przybył. Kiedy znikł z pola widzenia,weszłam na obce tereny. Po parunastu minutach,zmęczona położyłam się w cieniu drzewa i przysnęłam...
<Asesino?>
-Raany,Kate daje tak jak nikt inny!
-Z nią wygramy wszystko!
-Chciałbym z nią być....
Ignorowałam te teksty. Zaczynałam mieć powoli dosyć tej watahy,mimo,że traktowano mnie w niej niemal jak alfę. Moja jaskinia była równie duża jak pary alfa,sam przywódca oszczędzał mnie we wszystkim,ba,nawet nie musiałam polować bo to inni mi podsuwali najlepsze części. Jeśli już szłam na polowanie,to sami najlepsi wręcz tłukli się by iść ze mną. Pozwalałam im czasami bo wolałam robić to sama ale cóż....
W mojej rodzinnej,czyli poprzedniej watasze, byłam,jak to mnie nazywano "Tajną Bronią",przez moje umiejętności i moce. Dlatego też miałam wiele przywilejów,a inni cały czas,głównie samce,starali zdobyć się u mnie "punkty",więc w sumie niewiele miałam do roboty. Wystarczyło żebym trenowała,i gdy inni spali,ja polowałam.
Miałam tam swoją przyjaciółkę Tię,która rozumiała mnie i nie była taka jak reszta watahy,za to ją kochałam. Aż pewnego dnia...
Właśnie wracałam ze spaceru,gdy usłyszałam jęki jakby konającego. Przyśpieszyłam kroku i normalnie zamurowało mnie. To była Tia,która umierała przez poważne obrażenia. Nawet nie zdążyłam zawołać o pomoc,ponieważ moja przyjaciółka skonała na moich oczach. Wściekła pobiegłam do najbliższych członków w tym do alfy. Okazało się,że to oni chcieli cichaczem pozbyć się jej przez to,że była słaba a wataha nie pozwalała żyć słabeuszom. Starali się mnie uspokoić przerażeni,bo wiedzieli,że mogę ich z łatwością pozbawić życia. Tym sposobem spaliłam najbliższe drzewa niestety nie zabijając nikogo i przez straszliwą śmierć przyjaciółki odeszłam z watahy będąc nieczuła na wyjaśnienia i błagania o zostanie,bo beze mnie byli zdecydowanie słabsi.
Po wielu dniach samotniej tułaczki dotarłam do jakiejś watahy,ale nim wkroczyłam na nie, ktoś podbiegł do mnie od tyłu zdyszany,nawołując mnie. Był to jeden z basiorów z tamtej watahy.
-Kate,błagam! Wracaj do nas!
-Nie ma bata. Wynoś się i wracaj do swoich-spojrzałam na niego groźnie.
-Ale bez ciebie....-usiłował mnie przekonać ale warknęłam groźnie ostrzegawczo na co on od razu się cofnął przerażony. Błyskawicznie uciekł tam z skąd przybył. Kiedy znikł z pola widzenia,weszłam na obce tereny. Po parunastu minutach,zmęczona położyłam się w cieniu drzewa i przysnęłam...
<Asesino?>
Otwarta!
Wataha jest już otwarta więc można wysyłać mi formularze. Co prawda muszę jeszcze zmienić wygląd graficzny, ale to później ;3
Samiec alfa,
Asesino
niedziela, 29 grudnia 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)