Zawody? To nie taki zły pomysł, przyda mi się trochę ruchu. Samica pędem ruszyła przed siebie. Nie wiedziałem co planuje, ani co zechce zabić. Rozejrzałem się wokoło; sarna, dzik, dorosły zając. Z westchnieniem, że nic mnie nie interesuje spojrzałem w drzewa. Wiewiórki, jastrzębie nawet cholerny bocian... Nic z tego. Za zimno jak dla nich. Zrezygnowany obróciłem głowę. Bingo! Tak długie, szeroko rozpostarte skrzydła mogły należeć tylko do jednego stworzenia. Orzeł. Co prawda zdziwiło mnie, że mimo tak srogiej zimy lata pod gołym niebem, ale cóż... Psychika płata różne figle. Bez cienia rezygnacji, że zwierzę jest w locie wdrapałem się zwinnie na koronę najbliższego z drzew. Przez minutę obserwowałem ptaka w locie, a gdy zbliżył się do drzewa przeorałem mu skrzydło. Z piskiem wzleciał ku niebu, ale po chwili zaczął spadać zataczając przy tym koła. Zeskoczyłem na ziemi lodując prosto obok mojej zdobyczy, którą po chwili wziąłem w pysk i ruszyłem poszukać wadery. Była całkiem niedaleko ze swoją zdobyczą.
- To kto wygrał? - zapytała.
- Cóż... Nie wiem kiedy zabiłaś swoją zdobycz. Ja parę minut temu.
- Ja tak samo. - westchnęła.
- No to wygląda na remis. - zacząłem wyrywać piórka z martwego ciała. - Nienawidzę remisu. - dodałem smętnie.
- Ja również. - odparła. - To teraz mamy dwie opcje.
- Jakie? - zapytałem nie wiedząc co Kate planuje.
- Albo wyścig kto szybciej zje swoją zdobycz, nie dławiąc się kośćmi albo wyścig z zwierzem w pysku do skały ogłoszeń. - wyjaśniła z uśmiechem, a ja tylko wziąłem kark orła z pysk.
- Do sobosenia na mesie. - wyjąkałem z zdobyczą w buzi i ruszyłem biegiem. Już po chwili równaliśmy się i biegliśmy łeb w łeb.
<Kate, kto wygrał? >-< >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz