Byłam jeszcze młoda kiedy zabito mi matkę, chociaż nadal pamiętam jak jej zakrwawione, porozrywane na strzępy ciało leżało samotnie na środku polnej drogi. Nikt nawet nie pomyślał by podejść i je stamtąd wziąć, oczyścić, pochować... Tak bardzo wtedy za nią tęskniłam, cierpiałam coraz bardziej z każdym dniem. Nigdy nie zapomnę tego widoku, nigdy.
No ale cóż, było minęło- każdy kiedyś umrze. Życie toczy się dalej, i trzeba iść do przodu, bo przecież nie wolno oglądać się za siebie.
Pewnego dnia rozmyślałam nad sensem swojego życia, wędrowałam wtedy gdzieś niedaleko gór. Minęło kilka dni a ja nie przestawałam wędrować byłam strasznie głodna. Usłyszałam jakiś szelest, spoglądając w tamtą stronę ujrzałam sarnę. Zapolowałam na nią, a przy jedzeniu podszedł do mnie jakiś brązowy basior
-Co Ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony
-Jak to co? Jem...- odparłam trochę speszona
-A co? - dodałam szybko
<Asesino?>
ps od Asa: Przepraszam, jeżeli w tytule źle odmieniłam Twoje imię ._.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz