-Co Ty wyprawiasz? -spytał delikatny i 'waderzy' (odpowiednik kobiecego) głos za mną.
-To jest mój posiłek! -powiedziała z pretensją wilczyca.
Odwróciłem się zdeczka poirytowany i moim oczom ukazała się piękna młoda wadera.
-Proszę... -odsunąłem posiłek z uśmiechem w stronę wadery.
-Miłego posiłku -dodałem, odwróciłem się i ruszyłem w poszukiwaniu kolejnego posiłku.
-Cz-czekaj... -powiedziała cicho wadera.
Zwróciłem łeb w kierunku wadery.
-Może zjemy razem? -spytała nieśmiało.
-Z chęcią...
Zjedliśmy razem pyszną tłustą sarnę. Ja z uprzejmości zostawiłem waderze większy kawałek, ale nic na tym nie straciłem. Wciąż byłem w formie. W końcu po posiłku padłem na puszysty śnieg i westchnąłem.
-Co Ty robisz? Jest przecież zimno! Możesz zamarznąć! -powiedziała zdziwiona wadera.
-Takie życie prowadzę... Nie mam domu, ani rodziny. -powiedziałem spokojnie patrząc na wilczycę.
-To chodź... Chyba jest jedno takie miejsce, gdzie Cie z pewnością przyjmą.
-Jakie? -podniosłem łeb z zaciekawieniem.
-Wataha Srebrnego Księżyca... Tutaj wszyscy się szanują i lubią. Na pewno Ci się spodoba! -powiedziała wesoło i się odwróciła.
-Idziesz? -dodała szybko.
-Już, już... -podniosłem się ociężale i ruszyłem w ślad za waderą.
-Jak masz na imię? -spytałem uwodzicielsko.
-Nashee, a Ty? -powiedziała rumieniąc się.
-Castiel... -powiedziałem cicho.
-Ładnie.... No to tutaj! -powiedziała zachwycona wadera.
-Tutaj czyli gdzie?
-Tutaj zaczyna się teren watahy. Oprowadzę Cie, a potem zajdziemy do alfy.
<<Nashee?>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz