Ciepłe południe, lekki wietrzyk. Szłam do swojej jaskini by zabrać mech, a następnie rozłożyć go na łące i trochę wypocząć. Kto jak kto, ale ja uwielbiam taki sposób na odprężanie. Przechodziłam właśnie przez tereny główne, gdy usłyszałam jak ktoś wykrzykuje moje imię. Rozejrzałam się i zobaczyłam trójkę wilków. Śnieżnobiałe wadery z niebieskimi akcentami oraz rudego samca. Skąd z takiej odległości rozpoznałam płeć? Nie musiałam długo się zastanawiać kto wykrzyknął moje imię. Wielokrotnie słyszałam ten sam głos, tylko w głośnym śmiechu jeszcze na starym WSK. Jak szalona pobiegłam w kierunku starych znajomych - Narcyzy, Julie oraz Crow'a.
- Narcyza?! Crow?! Julie?! Gdzie wy byliście tyle czasu?! - nie mogłam uwierzyć własnym oczom, że stoją właśnie obok mnie.
- Długa historia. - powiedziała Julie.
- Zabłądziliśmy. - dodał Crow.
Szybko przeleciałam wzrokiem po dzieciach Narcyzy, ostatnim razem gdy je widziałam byli... No cóż. Mniejsi. Zwróciłam wzrok na Narcyzę i na niej przystanęłam. Od razu w oczy rzucił mi się dwumiesięczny brzuch ciążowy, a to znaczy, że... Wadera za niedługo ma termin porodu. Wiem, że to niewłaściwe, ale straszliwie ciekawiło mnie kto jest ojcem. Moje rozmyślenia przerwał jednak fakt, że waderze odeszły wody. Zauważyłam to nawet prędzej od niej.
- Rodzisz! - krzyknęłam uśmiechnięta. To taka wspaniała chwila... Przeżyłam ten cud tylko raz, gdy rodziłam moje dzieci.
Narcyza jednak stała oszołomiona patrząc z przerażeniem w moje oczy. Okropnie się bała, ale czego? Nie miałam pojęcia. Samica kurczowo złapała się swojego brzucha, jakby nie chciała pozwolić by doszło do porodu.
- Crow, Julie zawołajcie medyczkę, ma na imię Fily. Ja zabiorę Wasza matkę do tej - wskazałam łapą jaskinię, która była nam najbliższa - jaskini. - oboje patrzyli na mnie oszołomieni, ale ja zachowałam zimną krew. - No lećcie! - warknęłam i natychmiast się ocknęli.
Mocą telekinezy wytworzyłam wokół rodzącej kokon i szybko przeniosłam ją do jaskini i położyłam w kąt, gdzie leżał mech.
- Oddychaj spokojnie, wdech i wydech. - uspokajałam ją. - Zaraz będzie po wszystkim.
- Saphi... - jęknęła. - Ja... Nie mogę.
- Nic się nie bój na pewno urodzą się 2 małe aniołki. - szepnęłam gładząc ją po łapie. - No, a teraz głęboki wdech... i wydech. - odwróciłam głowę, by wypatrzeć wzrokiem Julie lub Crow'a, ale ich nie widziałam. Niestety Narcyza nie mogła dłużej czekać, to mogłoby zaszkodzić szczeniakom.
- Dobra Saphi już raz to przeżyłaś. - szepnęłam sama do siebie. - Musisz przeć. - powiedziałam stanowczo.
- Co? - zapytała wystraszona, ale zachowałam powagę.
- Przecież to nie Twój pierwszy raz, zresztą ja też już rodziłam. Zaufaj mi i przyj. - odgarnęłam jej grzywkę z czoła, wtedy wyszło pierwsze szczenię. - Dobrze, jeszcze raz. - podczas, gdy Narcyza rodziła kolejne szczenię ja chwyciłam pierwsze i podałam je obok wadery. Nigdy nie byłam za tym, aby noworodki wylizywały odbierające poród więc gdy tylko narodziło się drugie szczenię, od razu podałam je świeżo upieczonej matce. Ta najpierw wylizała rude szczenię, a później ciemno-białe.
- Gratulację. - uśmiechnęłam się i w tym samym czasie do jaskini wbiegły pozostałe dzieci Narcyzy.
- Fily nie ma. - odparła Julie.
- Już jest niepotrzebna, poradziłyśmy sobie. Jak je nazwiesz? - zwróciłam się do wadery.
<Narcyza? A może Julie lub Crow?>
Mnie nie ma? Ja zawsze jestem -,-. No dobra, wybaczam xD
OdpowiedzUsuń- Fily.