wtorek, 21 stycznia 2014

Od Narcyzy, Crow'a i Julie

(Narcyza)
Rozpad watahy był dla mnie czymś potwornym. Nie dość że nie dawno odeszli Calvin i Ebree, to jeszcze nastąpiło to! W każdym razie... Musieliśmy odejść, nie było innego wyjścia. Podróżowaliśmy już około miesiąc. Tego dnia Crow postanowił się zatrzymać. Jako że nie Julie i ja nie chciałyśmy go zostawiać samego, zostałyśmy. To był wyjątkowo ładny dzień. Ptaki śpiewają, wszystko tętni życiem. W takie dni przypominały mi się czasy kiedy byłam szczeniakiem. Nagle zauważyłam że nie ma przy mnie Julie i Crow'a. "Musieli pójść dalej, a ja nawet nie wiedziałam..." To wtedy przeszło mi przez myśl. Wstałam i zaczęłam iść dalej. Po jakichś pięciu minutach zaczęłam czuć się dziwnie. Jakby ktoś mnie obserwował. Rozglądałam się, jednak mimo to nikogo nie widziałam. Co kilka chwil słyszałam sapanie z kilku różnych stron naraz. Nagle ktoś złapał mnie za ogon i zaczął ciągnąć do tyłu. Odwróciłam głowę. Był to basior, wyglądał mnie więcej tak:
Zaczęłam się wyrywać, jednak on nadal ciągnął mnie po ziemi.W końcu kopnęłam go w szczękę. Odsunął się na moment, a ja zdołałam wstać.
- Co to ma być?! Kim ty jesteś?!- zaczęłam wyrzucać z siebie różne pytania.
Ten jednak szybko się roześmiał. Nawet nie odpowiedział, tylko znowu podszedł do mnie... Dość blisko...Wywaliłam się na plecy, jednak od nadal podchodził. Kiedy jego pysk był już praktycznie przy moim uchu, szepnął:
-Idziesz ze mną.
Znowu zaczął mnie ciągnąć, jednak tym razem chwycił za łapy. Gryzłam go, kopałam, warczałam... Na nic. Przywlókł mnie w jakieś krzaki. Znowu wstałam, jednak on szybko pchnął mnie na ziemię. Wylądowałam brzuchem na ziemi. Rozległ się cichy chichot.

(Julie)
Crow i ja właśnie wróciliśmy z przechadzki. Śmialiśmy się, gadaliśmy o głupotach. On stanął i zaczął się rozglądać.
-Mamo!-krzyknęłam.
Nic. Również się rozejrzałam. Crow spojrzał na mnie zdziwiony.
-MAAAAMOOOO!-krzyknęłam ponownie.
Nadal nic. Rzuciłam bratu zaniepokojone spojrzenie.
-Dobra, albo bawi się z nami w chowanego, albo gdzieś poszła...-stwierdził po chwili.
-Raczej to drugie... -po chwili zastanowienia dodałam-Ale przecież mówiliśmy jej żeby tu została! Wie przecież czym grozi oddalenie się!
-Mówisz tak jakby to była twoja córka a nie matka!-Crow walnął mnie w plecy.
-A co ja poradzę? Nie martwisz się o nią?-spytałam.
-Niee wcale...
Szturchnęłam go w ramię.
-Chodź jej poszukać...
-Dobra...

---po dwóch dniach---

-No nie no nie no nie no nie!!-mówiłam co chwilę do siebie.
-Siostra, nie panikuj. Znajdziemy ją.
-A co jeśli coś jej się stało?
-Nawet tak nie mów...-mruknął.- Zapewne jest cała i zdrowa.
Spojrzałam na niego z rozczarowaniem. Jak mógł tak mówić?! To też jego matka, nie mogłam uwierzyć że tak spokojnie o tym mówił. To przecież niemożliwe! Musiałby nie mieć uczuć żeby tak mówić!
-No już dobra, dobra...
Nagle usłyszeliśmy szelest w krzakach po naszej lewej. Zaczęłam węszyć i... zamarłam. Podbiegłam do ściany z liści i wskoczyłam w nią.
To co tam zobaczyłam... Nie zapomnę tego do końca życia...

(Crow)
Julie coś zwęszyła... Nie wskakiwałaby w te krzaki bez powodu! Poszedłem w jej ślady. Ledwo tam wskoczyłem, Julie do mnie podbiegła. Skierowałem wzrok nieco w prawo. I... "O jasny gwint!!!"- to wtedy pomyślałem. Nasza matka leży na brzuchu, dyszy, wokół niej jest jakieś dziwne coś... Nie wiem co to za dziadostwo i nie chcę wiedzieć! A nad nią stoi jakiś wielki, czarny basior. Kiedy nas zobaczył, nie zareagował. No... prawie... Jego wzrok stanął na Julie. Obleśny uśmieszek wpełzł mu na twarz.
-Złaź z niej!-warknąłem.
Spojrzał na mnie nieco zdziwiony. Prawdopodobnie nawet nie wiedział że w tym miejscu jest też inny basior. Skoczyłem na niego.

(Narcyza)
------po dłuuuuugim czasie------
Stanęliśmy koło jakiejś skały. Dyszałam . Dotychczas wszystko było mniej więcej okej. Poza tym że to stało się wbrew mojej woli. Cały czas zadawałam sobie pytanie "Co ja robię źle?". Obwiniałam się o to. Zamiast stać mogłam zacząć walczyć, albo przynajmniej uciekać! Co się ze mną stało?!
-Mamo... Wszystko w porządku?-spytała Julie.
Spojrzałam na nią nieco zdezorientowana.
-Eh... Tak, wszystko okej...
-Nie kłam-mruknął Crow-Wiemy jak się czujesz. To nie była twoja wina.
Spojrzałam na swoje łapy. Cały czas nie pozbyłam się uczucia beznadziejności... Nagle zauważyłam jakąś waderę... Wyglądała bardzo znajomo. Chwila...
-Saphira!-krzyknęłam,
Spojrzała na nas i natychmiast podbiegła.
-Narcyza?! Crow?! Julie?! Gdzie wy byliście tyle czasu?!-wadera wyraźnie nie mogła uwierzyć. że tam byliśmy.
-Długa historia- powiedziała Julie.
-Zabłądziliśmy-dodał Crow.
Wzrok Saphiry stanął na mnie. Po chwili spojrzała mi w oczy. Jej usta zaczęły się poruszać tak, jakby coś do mnie mówiła. Tylko co? Nic do mnie nie docierało. Złapał mnie potworny ból brzucha. Próbowałam to jakoś zatrzymać. Nie byłam pewna czy chcę je zobaczyć... Bałam się że będą takie same jak ich ojciec. A tego bym nie zniosła...

<Saphira, mogłabyś opisać co działo się dalej?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz